Polecam

wtorek, 28 listopada 2017

Nawiedzony dom w Milanówku

Dziś przedstawię relacje o nawiedzonym domu, którą przesłała mi znajoma, widniejąca w moim archiwum pod kryptonimem Marzanna.Rzecz dzieje się w okresie jej dzieciństwa w Milanówku pod Warszawą.

Relacja z nawiedzonego domu w Milanówku :

Jak miałam 7 lat to przeprowadziłam się z mamą z Warszawy do Milanówka, do jej wujka, który owdowiał i mieszkał sam, bo nie miał rodziny.Milanówek to zielone podwarszawskie miasteczko w którym było pełno starych przedwojennych willi.Wujek mojej mamy miał trzy pokojowy domek z werandą i poddaszem, oraz duży 2500 mkw ogród. Cała posiadłość była ogrodzona jak i innych sąsiadów i ok godziny 7 wieczór każdy zamykał furtkę na klucz.Ja dostałam pokój od strony południowej, od strony podwórka z którego było widać w budę starego psa  Pimpka, który zawsze szczekał, gdy ktoś wchodził na posesje lub, gdy psy sąsiadów usłyszały kogoś na ulicy.To wyglądało tak, żęjak ktoś pojawiał się wieczorem na ulicy to pies szczekał pierwszy, a potem następny, następny i następny.Wiadomo było, że ktoś idzie ulicą, ale rzadko to się zdarzało, gdyż Milanówek to ostoja spokoju i dużej przestrzeni między sąsiadami.Przynajmniej tak było 30 lat temu. I wszystko było by fajnie gdyby nie jeden rzecz....
Pomimo jasnego domu wypełnionego paprociami, pięknego ogrodu, to ja bałam się tam zostawać sama nawet w pokoju przy zapalonym świetle, bo w domu straszyło.Często późnym wieczorem ok. 22.00 podczas jakiegoś zajęcia np. pakowania zeszytów do szkoły znienacka przeszywał mnie paniczny strach, bo wyczuwałam czyjąś obecność w pokoju.Ze strachu chciało mi się krzyczeć, ale nie robiłam tego, bo nie było nikogo widać i bałam się reakcji dorosłych, że mnie wyśmieją, że sobie coś ubzdurałam. Odnosiłam wrażenie, że ktoś lub coś jest w pokoju i zastępuje mi drogę.Niemal paraliżowało mnie ze strachu i chwile to trwało zanim zebrałam się na ucieczkę z pokoju.Słyszałam też w nocy chodzenie po strychu pomimo, że mama i wujek już dawno byli w swoich pokojach i spali.Było słychać kroki takie same jak ktoś z nas za dnia chodził po poddaszu.Było też pukanie do okna w szybę, takie na trzy razy, takie samo jak by człowiek zapukał by w okno.Raz nawet okno było otwarte, bo było lato, światło zapalone, a moja mama stała przy mnie w pokoju, gdy usłyszałyśmy to pukanie w okno.Wujek był w kuchni w tym czasie, bo go słyszałyśmy.Mama podeszła do okna, odsłoniła zasłonę, ale nikogo tam nie było, pies też nie szczekał ani nasz ani sąsiadów ani żaden na ulicy.Zlękłam się i zapytałam mamy co to pukało, a ona chcąc mnie uspokoić, bo wiedziała czego się boje, powiedziała "to jakiś ptak puka w okno". Ja jej na to, że ptaki o tej godzinie już śpią, a ona "to pewnie był nietoperz".Dla mnie to było niewiarygodne, wiedziałam, że zmyśla by mnie uspokoić, gdyż odgłos był dokładnie taki jakby człowiek zapukał w okno, by mu otworzyć.Wieczory i noce były tam najgorsze, bałam się wstać do toalety do tego stopnia, że mama zamontowała mi lampkę w akwarium, która była zapalona przez cała noc, a przy łóżku postawiła mi nocnik bym nie musiała przechodzić przez cały dom do łazienki.Pomimo tego bałam się w tym domu tak bardzo, że gdy się obudziłam w środku nocy za potrzebą to trzymałam do rana z kołdrą naciągniętą na głowę, bo czułam, że nie jestem sama w pokoju.Także za dnia odczuwało się dziwną, nieprzyjemną energię jakby nie było się w tym domu samym.Co dziwne takie odczucie czyjejś obecności odczuwałam w pewnych miejscach ogrodu i co dziwne tam, gdzie było zainstalowane światło.Dodam tylko, że nie byłam lękliwym dzieckiem, bo mieszkając w poprzednim domu oglądałam kino nocne z mamą i się nigdy nie bałam.Nie bałam się również po tym jak wyprowadziłam się z Milanówka.Dziwną, nieprzyjemną energię odczuwali też nasi goście, którzy zostali zaproszeni do nas na kilka dni.Sami przyznawali, że baliby się tu mieszkać, bo jest tu coś dziwnego.Moja koleżanka, którą zostawiłam dla żartów w pokoju, gdy wyłączyli prąd, dostała ataku panicznego płaczu i krzyku.Pod koniec trzeciego, ostatniego roku mieszkania w tym domu, już po śmierci wujka moją mamę męczyły sny jakby ją ktoś dusił przez sen.Raz byłam świadkiem tego jak spała i zaczęła się dusić, przestraszyłam się i ją obudziłam, ale co dziwne ona miała zarysowania na szyi.Te duszenia zdarzały jej się prawie co noc, a też sny na jawie i paraliż senny z udziałem zmarłej żony wujka, że chodziła po domu i rzucała garnkami.Mama opowiadała mi, że obudził ją raz dźwięk rzucanych garnków i głosu kobiety, że " nikt nie będzie mi tu już rządził ". W końcu wstała i poszła do kuchni, bo widziała palące się tam światło, ale jak weszła to wydawało jej się, że światło wychodzi z łazienki, ale gdy tam weszła to było tam ciemno.Mi zdarzyło się lunatykować w tym domu, chodziłam raz po pokoju w kółko z wyciągniętymi rękoma i nie wiedziałam, że to robię, w końcu mama mnie zaprowadziła do łózka i gdyby nie to nie miałabym nawet tej świadomości, że lunatykowałam.Po trzech latach wyprowadziłyśmy się z tego domu.Z jednej strony żal mi było wspaniałego dzieciństwa i wspaniałych koleżanek z którymi bardzo się związałam oraz kontaktu z naturą, jakiego nie miałam w Warszawie, a z drugiej strony cieszyłam się, że nie będę musiała żyć już w tym domu w którym straszy.Przyszedł czas też na rozmowę i zwierzenia na temat tego co tam przeżywałam.Mama powiedziała mi, że wie o tym wszystkim, bo wielokrotnie słyszała jak pukało do okna w jej pokoju albo jak ktoś chodził po strychu, gdy ja już spalam.Powiedziała mi też, że nie tylko jej ciotka zmarła w tym domu, ale kilka innych osób oraz o tym, że gdy jej wujek z ciotką kupili ten dom za wygraną w totka od rodziny zmarłej właścicielki domu to podczas wyjazdów w delegacje wujka ciotka widziała wchodząca do domu przez mój pokój, który był w przeszłości pokojem słonecznym i został przebudowany, kobietę w czarnej sukni idącą przez cały dom i wchodzącą na strych. Ciotka bała się zostawać w tym domu sama, więc poprosiła siostrę by ta zamieszkała z nią na czas nieobecności męża.Jej siostra również była świadkiem tych manifestacji.W końcu wujek z ciotką poszli do ludzi od których kupili dom i powiedzieli, że w domu pojawia się duch kobiety.Rodzina zmarłej kobiety dała na kilka mszy i duch przestał się pokazywać. Ale najwyraźniej nie pomogło to na tyle by się pozbyć go na dobre.Moja mama zataiła to przede mną, bo wiedziała, że i tak się bardzo bałam i nie chciała dolewać oliwy do ognia, a ja odzyskałam spokój w nowym domu.

Dodam, że o całej tej historii o kobiecie w czarnej sukni moja mama dowiedziała się od wujka, który również zataił to przed nią, bo nie chciał jej wystraszyć i powiedział jej dopiero po tym jak się wprowadziłyśmy do jego domu.Miał również zwyczaj zamykania drzwi od mojego pokoju przed godziną 22.00 i raz byłam świadkiem takiej sytuacji, kiedy jeszcze żyła ciotka mojej mamy, że nagle poderwał się z krzesła i powiedział " trzeba zamknąć bo przyjdzie..." i zamknął drzwi do pokoju, który stał się później moim pokojem. Moja mama wtedy zapytała "kto przyjdzie?" on wtedy udał głupiego i powiedział ",a może ktoś przyjdzie i strzeli w łeb..." Wtedy jego dziwne zachowanie nie miało dla nas żadnego uzasadnienia i było pozbawione sensu, ale z czasem go nabrało.

I podkreślę jeszcze jedno - że strachu jakiego doświadczałam w tym domu nie życzyłabym najgorszemu wrogowi .

                                    Obrazek znaleziony w google grafika, niekoniecznie przedstawiający miejsce z relacji

  
Jeśli chcesz się podzielić swoimi przeżyciami z nieznanym to napisz do mnie na adres e-mail : ponury1@poczta.onet. eu lub na priv na facebooku. Zapewniam na życzenie anonimowość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz