Polecam

niedziela, 9 grudnia 2018

Nawiedzony pałac w Dłutowie (Warmińsko-Mazurskie)

Tym razem mamy do zapoznania się z niecodziennymi incydentami, które rozgrywały się w pewnej willi w województwie Warmińsko - Mazurskim.Historie zrelacjonowała mi pani która w moim archiwum widnieje pod kryptonimem " Bożena ". Utrzymuje z nią jako taki kontakt i zapewnia mnie, że ma jeszcze nie jedną ciekawostkę z zakresu zjawisk nieznanych do opowiedzenia.Mało tego - od pewnego czasu namawia mnie na zorganizowanie u niej spotkania na którym będą poruszane takie tematy, gdyż jak mówi - rozmowy o zjawiskach wymykających się obecnej nauce są u nich na porządku dziennym.

Jak zwykle temat przedstawie w typowej dla mnie formie - krótko, zwięźle i na temat.W swojej działalności na polu zjawisk nieznanych skupiam się głównie na udokumentowaniu danego incydentu, starając się wycisnąć jak najwięcej szczegółów, bez nadawania materiałowi znamion sensacji, bez koloryzowania i z jak najmniejszym gdybaniem.

Oto jej relacja, która dostałem w czerwcu 2018 r. :

Kilkanaście lat temu szukałam z rodziną domu do wynajęcia. Przeglądając ogłoszenia trafiliśmy na takie "dom na wsi, stare budownictwo". Idealne dla nas. Zadzwoniliśmy, umówiliśmy się na spotkanie z właścicielami. W jego trakcie poprosiliśmy o pokazanie nam zdjęć tego domu. I ku naszemu zdziwieniu na zdjęciu nie było wiejskiej lepianki, ale prawdziwy pałac. Właściciele zmęczeni remontami postanowili znaleźć opiekuna na kilka lat, który przypilnuje obiektu i pozwoli im zapomnieć o obowiązkach związanych z jego posiadaniem. Po chwili totalnego zaskoczenia przyszło mi do głowy pierwsze pytanie, które natychmiast zadałam: czy tam straszy? Właściciele spojrzeli się na siebie i powiedzieli: - ty mów - nie, ty mów. To co usłyszeliśmy wcale nas nie uspokoiło. Poza własnymi doświadczeniami, opowiedzieli nam historię robotników prowadzących remont. Według relacji coś przesuwało wiadra z farbą, a gdy odkręcali głośniej radio, jakaś siła je przyciszała. Skończyło się na porzuceniu narzędzi i ucieczce z miejsca pracy. Mimo usłyszanych historii podjęliśmy wyzwanie, w końcu jak często zdarza się wynająć pałac? I tak z nastaniem wiosny samochód z naszymi rzeczami stanął przed wielką bramą.

Początki były trudne. Poczucie bycia obserwowanym nie było przyjemne, ale mogło wynikać z pracy wyobraźni podsycanej opowieściami dotychczasowych stróżów obiektu. Pierwszą konkretną obserwację " zaliczył "nasz, wtedy 6-letni syn. Jak twierdził, zobaczył " smutną panią w czarnej sukni, która weszła w kredens". My wielokrotnie słyszeliśmy dziwne hałasy, ale przy tak dużym obiekcie to mogło być wszystko. Od kun po sowy. Kilka razy wieczorem słyszeliśmy jednak łomoty przypominające bardziej walącą się szafę. Obawiając się włamania biegliśmy z latarkami sprawdzać wszystkie pomieszczenia od piwnic po strych, ale niczego dziwnego nie znajdowaliśmy. Nasi goście kiedyś postanowili nas zastąpić. Zaplanowaliśmy wyjazd nad morze. Nie minęło kilka godzin ich stróżowania, jak dostaliśmy od nich telefon, że rezygnują, bo " coś trzaska drzwiami". Często korzystaliśmy z pomocy dawnych opiekunów, gdy sami wyjeżdżaliśmy. Na noc zostawała pani M. , jako jedyna ze wsi twierdziła, że się nie boi i nie przeszkadza jej, gdy coś chodzi nocą. Jej mąż nigdy nie chciał z nią zostać. Najwyżej przychodził napalić w piecu. Pewnego dnia tuż po naszym wyjeździe poszedł do piwnic do kotłowni. Usłyszał, że ktoś zbiega z góry po schodach. Był przekonany, że to my po coś wróciliśmy. Jakie było jego przerażenie, gdy okazało się, że nikogo nie ma.
  
Opracował Piotr Gadaj

Jeśli chcesz podzielić się swoja relacją ze zdarzenia z nieznanym napisz do mnie na adres e-mail : ponury1@poczta.onet.eu lub na priv na facebooku.

                                                           Przykładowy obraz z google grafika dla zilustrowania tekstu

1 komentarz: