Tym razem mamy do zapoznania się z niecodziennymi incydentami, które
rozgrywały się w pewnej willi w województwie Warmińsko -
Mazurskim.Historie zrelacjonowała mi pani która w moim archiwum widnieje
pod kryptonimem " Bożena ". Utrzymuje z nią jako taki kontakt i
zapewnia mnie, że ma jeszcze nie jedną ciekawostkę z zakresu zjawisk
nieznanych do opowiedzenia.Mało tego - od pewnego czasu namawia mnie na
zorganizowanie u niej spotkania na którym będą poruszane takie tematy,
gdyż jak mówi - rozmowy o zjawiskach wymykających się obecnej nauce są u
nich na porządku dziennym.
Jak zwykle temat przedstawie w typowej dla mnie formie - krótko, zwięźle
i na temat.W swojej działalności na polu zjawisk nieznanych skupiam się
głównie na udokumentowaniu danego incydentu, starając się wycisnąć jak
najwięcej szczegółów, bez nadawania materiałowi znamion sensacji, bez
koloryzowania i z jak najmniejszym gdybaniem.
Oto jej relacja, która dostałem w czerwcu 2018 r. :
Kilkanaście
lat temu szukałam z rodziną domu do wynajęcia. Przeglądając ogłoszenia
trafiliśmy na takie "dom na wsi, stare budownictwo". Idealne dla nas.
Zadzwoniliśmy, umówiliśmy się na spotkanie z właścicielami. W jego
trakcie poprosiliśmy o pokazanie nam zdjęć tego domu. I ku naszemu
zdziwieniu na zdjęciu nie było wiejskiej lepianki, ale prawdziwy pałac.
Właściciele zmęczeni remontami postanowili znaleźć opiekuna na kilka
lat, który przypilnuje obiektu i pozwoli im zapomnieć o obowiązkach
związanych z jego posiadaniem. Po chwili totalnego zaskoczenia przyszło
mi do głowy pierwsze pytanie, które natychmiast zadałam: czy tam
straszy? Właściciele spojrzeli się na siebie i powiedzieli:
- ty mów
- nie, ty mów.
To co usłyszeliśmy wcale nas nie uspokoiło.
Poza własnymi doświadczeniami, opowiedzieli nam historię robotników
prowadzących remont. Według relacji coś przesuwało wiadra z farbą, a gdy
odkręcali głośniej radio, jakaś siła je przyciszała. Skończyło się na
porzuceniu narzędzi i ucieczce z miejsca pracy.
Mimo usłyszanych historii podjęliśmy wyzwanie, w końcu jak często zdarza
się wynająć pałac?
I tak z nastaniem wiosny samochód z naszymi rzeczami stanął przed wielką
bramą.
Początki
były trudne. Poczucie bycia obserwowanym nie było przyjemne, ale mogło
wynikać z pracy wyobraźni podsycanej opowieściami dotychczasowych
stróżów obiektu.
Pierwszą konkretną obserwację " zaliczył "nasz, wtedy 6-letni syn. Jak
twierdził, zobaczył " smutną panią w czarnej sukni, która weszła w
kredens".
My wielokrotnie słyszeliśmy dziwne hałasy, ale przy tak dużym obiekcie
to mogło być wszystko. Od kun po sowy. Kilka razy wieczorem słyszeliśmy
jednak łomoty przypominające bardziej walącą się szafę. Obawiając się
włamania biegliśmy z latarkami sprawdzać wszystkie pomieszczenia od
piwnic po strych, ale niczego dziwnego nie znajdowaliśmy.
Nasi goście kiedyś postanowili nas zastąpić. Zaplanowaliśmy wyjazd nad
morze. Nie minęło kilka godzin ich stróżowania, jak dostaliśmy od nich
telefon, że rezygnują, bo " coś trzaska drzwiami".
Często korzystaliśmy z pomocy dawnych opiekunów, gdy sami wyjeżdżaliśmy.
Na noc zostawała pani M. , jako jedyna ze wsi twierdziła, że się nie boi
i nie przeszkadza jej, gdy coś chodzi nocą. Jej mąż nigdy nie chciał z
nią zostać. Najwyżej przychodził napalić w piecu. Pewnego dnia tuż po
naszym wyjeździe poszedł do piwnic do kotłowni. Usłyszał, że ktoś zbiega
z góry po schodach. Był przekonany, że to my po coś wróciliśmy. Jakie
było jego przerażenie, gdy okazało się, że nikogo nie ma.
Opracował Piotr Gadaj
Jeśli
chcesz podzielić się swoja relacją ze zdarzenia z nieznanym napisz do
mnie na adres e-mail : ponury1@poczta.onet.eu lub na priv na facebooku.
Przykładowy obraz z google grafika dla zilustrowania tekstu
Bardzo ciekawe :)
OdpowiedzUsuń