Polecam

sobota, 24 kwietnia 2021

Zjawisko błędu - Arkadiusz Czaja

Dzisiejsza publikacja to artykuł, który napisał badacz zjawisk paranormalnych Arek Czaja dla mnie. Jest to trzeci materiał o zjawisku błędu na moim blogu.


Arkadiusz Czaja to badacz UFO i zjawisk paranormalnych, Polak mieszkający w Niemczech na Bawarii. 

Link to wywiadu, który przeprowadziłem z nim w 2017r . : http://wtajemniczeni-pg.blogspot.com/2017/05/wywiad-z-arkadiuszem-czaja.html  

Link do jego bloga : https://poszukiwaczenieznanego.blogspot.com/ 


Przejdźmy do tekstu Arka : 

Błęd - dla Piotra Gadaj  

Prawdopodobnie 99 procent ludzi, kiedy usłyszeli o opowieściach, gdy ktoś zgubił drogę, bo nadepnął na korzeń zwany błędem śmiało się do rozpuku. Nie dziwię się, gdy pierwszy raz zetknąłem się z tym tematem, też robiłem wielkie oczy. Pomijam przypadki, gdy ktoś, wracając z zakrapianej imprezy, zrobił sobie skróty przez las, a potem się zgubił. Rano stwierdził, że zawiesił się gdzieś na kilka godzin. Nie, takie przypadki nie wchodzą tutaj w rachubę. Natomiast gdy człowiek o zdrowym rozsądku, ktoś, kto zna okolicę i krąży godzinami, nie umiejąc odnaleźć drogi — jest bardzo dziwne. Fenomen zdaje się ten sam. Tak jak dziś ludzie gubią drogę w niezrozumiały sposób, tak było i kiedyś, jedynie wtedy obwiniano za to korzeń lub paproć zwaną błędem.

W Lesie Bawarskim opowiada się podobne legendy, ludzie zabłądzili w tajemniczy sposób w górach, na bagnach, jak i terenach usianych wioskami — tam nawet częściej, ale tu populacja zawsze była większa. To miejsca, gdzie nie tylko giną ludzie, ale także nie czują się dobrze, jakby złowieszcze coś zadomowiło się tutaj od zawsze. Takich miejsc przyciągających mroczną aurą jest wiele jak choćby słynny las Aokigahara, leżącym u podnóża góry Fudżi w Japonii, gdzie dziś samobójców liczy się setkami. Nie wiadomo co jest powodem, może kilka faktorów składa się razem, tworząc ze zwykłego lasu ponurą, depresyjną strefę.


Jednym z takich miejsc jest Weizriegel — z bawarskiego: weiz — straszyć, riegel — skalista góra. Mówi się, że w tym lesie można spotkać błędne ogniki, które zazwyczaj, choć nie zawsze uważano za nieprzychylne ludziom. W kilku opowieściach występuje diaboliczna postać, która w odległości kilkudziesięciu metrów miała towarzyszyć ludziom, którzy przechodzili przez górkę, aby skrócić sobie drogę. W starym podaniu można znaleźć incydent o drwalu, który od dzieciństwa wychował się w okolicy i sąsiedztwo znał jak własną kieszeń. Nie obawiał się, aby po zapadnięciu zmroku wracać do domu tą drogą, w końcu znał ją bardzo dobrze. Tym jednym razem nic nie wyglądało jak zawsze, jakby inny las, nawet rozgałęzienie dróg sprawiało wrażenie, że to inne miejsce. Godzinami błądził, starając się odnaleźć drogę, wszystko wydawało się obce. Dopiero późną nocą udało mu się trafić na właściwą drogę, we wsi opowiadano później, że nadepnął na błęda. Górkę nazywa się także Miejscem Mocy, jeżeli wierzyć ludziom, nie jest to obszar, gdzie się miło spędza czas. W 2016 roku z grupą i przewodnikiem, etnografem — Josefem Probstem odwiedziliśmy to miejsce. Na pierwszy rzut oka, wzniesienie te nie różni się niczym od wielu takich podobnych w okolicy. Nie jest to typowa góra z krzyżem na szczycie jak inne, wyższe w okolicy, to raczej zalesione wzgórze. Niejeden wędrownik, który przechodził tamtędy, nawet nie wiedział o rzekomej złej energii, która czai się tutaj. W okolicznych lasach można natknąć się na pozostałości celtyckie i chociaż przyroda i wszechobecne mchy zakryły większość śladów to i tak w niektórych miejscach wykute w kamieniach czary ofiarne, zachowały się do dziś. Według legend wszystkie trzy wsie w pobliżu wzgórza mają być przeklęte, a źródło negatywnej energii umiejscowione jest we wzniesieniu. Można tam znaleźć wielki głaz, na którym w świetle latarek widać coś, co przypomina ludzie rysy, wszak, patrząc z innego kąta, nie widać nic, za to w innym miejscu inne nierówności formują nową twarz. Byłem tam w sumie trzy razy, nie, nie zgubiłem drogi, lecz nie wiem sam, jakby nie to, że należy do niesamowitych hot spotów to bym tam raczej nie chodził, człowiek nie doznaje uczucia radości ani zadowolenia w tej okolicy. Za pierwszym razem rozbolała mnie tam głowa, chociaż się tym nie przejmowałem, wprawdzie rzadko miewam taki dyskomfort, to jednak jak stamtąd wyszedłem uczucie minęło. Miejsce to i przygoda mojego przyjaciela została nawet zrekonstruowana i pokazano ją w jednym z odcinków tv pt: "Niespokojne dusze". Wierzyć relacjom, już niejeden człowiek zabłądził w rejonie tego wzniesienia, czy naprawdę istnieje tam coś w rodzaju sławnego błędu? - nie wiadomo, ale mieszkańcy są zdania, że tak musi być.





W południowej Bawarii tuż przy granicy z Austrią leży miejscowość Neubeuren, taka jak setki innych, nic nadzwyczajnego. W jednej z książek znalazłem legendę, która mówi o przygodzie życia.


"Pomiędzy miejscowościami Nußdorf i Neubeuern rozciąga się duży obszar bagien. W tym wrzosowisku mówi się, rosną Irrwurzen (błędy). Jeśli traper przypadkowo nadepnie na takiego, zgubi drogę. Podobno niejedna osoba zginęła tam w ten sposób. Raz pewien rolnik wracał do domu, gdy nadepnął na "szaleńca" i zgubił orientację. Pełen strachu błądził po bagnistym podłożu, nie mogąc znaleźć  drogi. Pojawiło się niebieskie światełko, które dodatkowo go przeraziło. Towarzyszyło mu przy każdym kroku, czasami było obok niego, czasami z przodu lub z tyłu. W końcu zagubiony pomyślał: 'I tak nigdy nie znajdę drogi w ciemności.' Cóż lepszego mógłby zrobić, niż usiąść, oprzeć się o drzewo i czekać na ranek. W końcu zaczęło świtać. Z daleka usłyszał dzwony kościelne na poranną modlitwę. Zniknęło też niebieskie światełko, które migotało wokół niego przez całą noc. Powstał z niewygodnej pozycji i ku swojemu zdumieniu zauważył, że znajduje się tylko kilka metrów od drogi prowadzącej do Nußdorfu".



Według tamtych wierzeń to dzwony kościelne sprawiły, że klątwa zniknęła, no cóż, jakie czasy taka wiara. Jednak bardzo mnie uderzyła nazwa "szaleńca", czy nie tak się nazywa ludzi, którzy postradali zmysły? To prowadzi nas do tysięcy przypadków z całego świata, ludzi, którzy znali okolicę, bywali tam tysiące razy aż pewnego razu zachowują się iracjonalnie gubiąc drogę którą tak dobrze znają. Studiując przypadki tajemniczych zaginięć, widziałem dziesiątki podobnych zdarzeń, i nie trzeba cofać się daleko do legend, podobnych całkiem aktualnych mamy także sporo. Myśliwi, którzy całe życie spędzili w "swoim" lesie nagle nie potrafią znaleźć drogi, szuka się ich za pomocą kamer termowizyjnych i specjalnie wyszkolonych psów, pomimo tego nie można ich odnaleźć, jakby przenieśli się do innej rzeczywistości. Niekiedy nawet nie trzeba wychodzić w las, żeby mieć swoją przygodę z błędem. 9-letni Kevin Oye odszedł tylko od stołu, by podnieść piłeczkę pingpongową, zaginął tak samo niespodziewanie i szybko jak wielu innych. Zdarzenie miało miejsce w Elkhom Creek (Wyoming) na polu kempingowym. Psy poszukiwawcze nie podjęły tropu, ponad 3000 ludzi szukało go tworząc ludzki łańcuch. Po 9 dniach poszukiwań odnaleziono go, był nieprzytomny, leżał nieruchomo na ziemi, lekarz powiedział później, że jeszcze trochę a zmarłby z wycieńczenia.


Fenomen zjawiska błędu, ludzi, którzy znają okolicę a jednak nie potrafią odnależć właściwej drogi można co jakiś czas znależć w prasie, są to naprawdę przypadki, które trudno wyjaśnić. Stella Wong na przykład zaginęła 23 grudnia 2018 roku na szlaku Crothers Woods Trail, w Toronto w Kanadzie. Wędrowała oznaczonym szlakiem z przyjacielem, gdy z nieznanych powodów zostali rozdzieleni. Jej ciało zostało odnalezione w pobliskiej rzece, co nie rozwiązało zagadki a tylko nasunęło następne pytania. Najwyraźniej towarzysz Stelli współpracował przy dochodzeniu i nigdy nie został w konkretny sposób podejrzany o zabójstwo. Nie wykazano żadnych urazów lub widocznych przyczyn śmierci, zginęła z powodu wyczerpania organizmu. Stella Wong nie mogła się zgubić w tym miejscu, znała je jak własną kieszeń, należała do grupy kolarzy górskich i bardzo dobrze znała szlaki w okolicy. Samochód parkowała zawsze w tym samym miejscu, można by powiedzieć, że znała tu wszystko na pamięć, dlaczego więc nagle zgubiła towarzysza a później zmarła w dziwnych okolicznościach? Według mnie to typowe spotkanie ze zjawiskiem błędu tak samo, jak kanadyjskiego strażaka trzy lata temu. Ci, którzy interesują się tematem pamiętają z pewnością jak Constantinos Filippidis który udał się na narty z przyjaciółmi odnalazł się w Utah, ponad 3000 kilometrów od miejsca zaginięcia. Po ostatnim zjeździe przyjaciele udali się do restauracji na stoku, Filippidis oznajmił, że zjedzie na parking, by z samochodu zabrać swój telefon komórkowy, a potem dołączy do grupy. Widocznie zjawisko błędu miało miejsce gdzieś po drodze, ponieważ nie dotarł do samochodu, gdzie nadal znajdował się jego telefon komórkowy. Akcja poszukiwawcza, w której oprócz wyszkolonych ratowników wzięli udział także przyjaciele i żona strażaka, nie wykazała żadnego śladu po zaginionym. Dopiero po 6 dniach Filippidis zadzwonił do domu, był jakby odurzony, błędny w rozmowie, potrzebował dużo czasu, żeby w ogóle przypomnieć sobie numer telefonu. Z opisu jego zachowania widać, że znajdował się w stanie zamroczenia lub jakiejś choroby niepozwalającej na trzeźwą analizę sytuacji, dopiero powoli dochodził do siebie. W Utah zakupił telefon, pamięta, że wiózł go kierowca ciężarówki, cały czas czuł się znużony i niezdolny do myślenia, co chwilę zapadał w sen. Gdzie był, co robił przez tyle dni? nawet ponad rok później nie był w stanie sobie przypomnieć co i jak. Próbowano znaleźć kierowcę ciężarówki, którą jechał — bezskutecznie. Także przycięte włosy strażaka budzą zdziwienie — tym bardziej że Filippidis nie przypomina sobie, żeby był u fryzjera.


W innym także aktualnym przypadku świadek dostarczył takiej dziwnej opowieści:


"Byłem na spacerze z moim przybranym bratem. Lubiliśmy ten szlak, można było zobaczyć jezioro i ogromną polanę, gdzie ludzie parkowali swoje kampery. Mój brat i ja często tam chodziliśmy, ponieważ lubiliśmy łapać robaki, żaby i tym podobne. Tego dnia było słonecznie, środek lipca, parno i gorąco. Idąc, słyszałem coś, co było słabym dźwiękiem klikania. Do dziś jeszcze nie słyszałem dźwięku jak ten. Stopniowo stawał się on coraz głośniejszy aż do punktu, w którym trzeba by było być głuchym, żeby go nie słyszeć. Najdziwniejsze było to, że mój brat nie słyszał niczego. Zaczęło mnie to przerażać. Brat postanowił rzeźbić w drzewie (co często robił). Ja go namawiałem, żebyśmy poszli, bo się boję. On jednak jak już coś zaczął, to musiał skończyć, więc czekałem. Odszedłem nie dalej niż 15-20 kroków, gdy poczułem, że moja stopa w coś wpadła. Potknąłem się. Kiedy spojrzałem w górę, wszystko wyglądało inaczej, jakbym został porzucony w środku lasu. Było zimno i brakowało jakichkolwiek dźwięków. Mojego brata nigdzie nie było, a ja czułam się przerażony, zacząłem uciekać z krzykiem. Przebiegłem spory kawałek i znów się potknąłem. Kiedy spojrzałem w górę, wszystko było znów normalne, usłyszałem rodzinę wołającą moje imię. Kiedy się do nich zbliżyłem, wyglądali jak szaleni, powiedzieli, że szukają mnie od kilku godzin. Nikt mi nie uwierzył."


Wprawdzie wiara, że ów korzeń lub paproć stoi za tajemniczymi zaginięciami ludzi, odchodzi w zapomnienie, jednak sam fenomen wcale nie ustał. Być może niektóre rzekome uprowadzenia przez załogantów UFO, mają tę samą przyczynę co opowieści o elfach i olbrzymach, których zagubieni widywali w lasach? Co tu się dzieje? Widocznie będąc w takim stanie przytomności umysłu, ludzie nie potrafią racjonalnie myśleć, ale co za tym stoi? Niektórzy badacze są zdania, że zagubieni znajdują się w jakimś międzyświecie, skąd nie potrafią wyjść, światów, które folklor zna bardzo dobrze, jednak wyśmiewanych, ponieważ nie można ich za bardzo udowodnić. Faktem jest, że tym ludziom albo nie "przyjdzie do głowy", albo nie są w stanie nawiązać kontaktu z naszym światem. Bo jak w niektórych przypadkach widać — zaginieni mieli ze sobą telefony czy krótkofalówki i nie dzwonili o pomoc, zamiast tego tułali się zagubieni przez kilka dni, prawie zawsze umierając z wycieńczenia. To nie jest zwyczajne zachowanie człowieka i właśnie to wyróżnia tajemnicze zaginięcia i zjawisko błędu.

Arkadiusz Czaja 


Jeśli ktoś z państwa chciałby podzielić się swoimi przeżyciami to proszę pisać do mnie na e-mail : ponury1@poczta.onet.eu lub znaleźć mnie na facebooku. Na życzenie zapewniam anonimowość.

 Piotr Gadaj


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz